To jest jedna z piękniejszych inspiracji ślubnych jakie do tej pory widziałam. Najprawdziwsza. Naprawdę zazdroszczę, bohaterce tej sesji, że mogła spełnić swoje dziewczęce marzenie i stać się Anią. Ja też chciałam mieszkać na Zielonym Wzgórzu... Gdy patrzysz na te zdjęcia to masz wrażenie, że Ania istnieje naprawdę. Dodatkowym atutem tej sesji jest to, że pojawia się wreszcie Gilbert :-). Każda z nas, która czytała Anię choć raz odkryje tu wiele elementów charakterystycznych dla treści książki. Poszukamy wspólnie? Ale zanim to zrobimy to spójrzmy na prześliczne dekoracje na stole. Delikatne pastelowe kolory, mnóstwo filiżanek, mnóstwo koronki. Moją uwagę zwróciły subtelne wyszyte imiona głównych bohaterów na serwetkach. To wszystko powoduje, że na chwilę przenosimy się w czasie i uruchamiamy naszą wyobraźnię, której Ani nie brakowało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz